niedziela, 2 grudnia 2007

Sunday Bloody Sunday


"Sunday Bloody Sunday" [Paul David Hewson]

Yeah...

I can't believe the news today
Oh, I can't close my eyes
And make it go away!
How long?
How long must we sing this song?
How long? How long..?
'cause tonight... we can be as one!
Tonight...

Broken bottles under children's feet
Bodies strewn across the dead end street
But I won't heed the battle call
It puts my back up
Puts my back up against the wall
Sunday, Bloody Sunday!
Sunday, Bloody Sunday!
Sunday, Bloody Sunday!
(Sunday Bloody Sunday)

Alright let's'go!

And the battle's just begun
There's many lost, but tell me who has won?
The trench is dug within our hearts
And mothers, children, brothers, sisters torn apart!

Sunday, Bloody Sunday!
Sunday, Bloody Sunday!
How long?
How long must we sing this song?
How long? How long..?
'cause tonight... we can be as one!
Tonight...

Sunday, Bloody Sunday!
Sunday, Bloody Sunday!

Wipe the tears from your eyes
Wipe your tears away
Oh, wipe your tears away
Oh, wipe your tears away

(Sunday, Bloody Sunday!)
Oh, wipe your blood shot eyes
(Sunday, Bloody Sunday!)

Sunday, Bloody Sunday ! (Sunday, Bloody Sunday)
Sunday, Bloody Sunday ! (Sunday, Bloody Sunday)

And it's true we are immune
When fact is fiction and TV reality
And today the millions cry
We eat and drink while tomorrow they die!

(Sunday, Bloody Sunday)

Has the battle even begun?
To claim the victory Jesus won?
On...

Sunday Bloody Sunday!
(Yeah)
Sunday Bloody Sunday!

Kiedy kropelki tych słów spływają po ścianie mojego umysłu, to często nie potrafię powstrzymać łez, czuję jak nadchodzą... Cegły na tej ścianie są tak nagie, jak moje sumienie. Kto żywi się tynkiem? Czemu ten tynk odpada ze ściany? I może mówię tak o wielu muzycznych utworach, o wielu wierszach, książkach, filmach... Ale jak mam nie płakać, kiedy czuję, że coś próbuje wydostać się ze mnie w ten sposób?

Ja nie mam siły walczyć, macham białą chustką, żeby nie strzelali...

A z czym kojarzy mi się niedziela? Taka zwykła, cotygodniowa.

Polska nazwa tego dnia pochodzi podobno od staropolskiego (i słowiańskiego) czasownika "dzielać", czyli pracować. Zwrot "nie dzielaj" oznaczał "nie pracuj". Korzenie niedzieli niewątpliwie żywiły się gruntem o podłożu religijnym. Żyzność tej gleby pod wpływem różnych nawozów, zmieniającego się klimatu i powstających otoczek stała się tak "pierwszo-klasowa", że pożarła korzenie. Ludzie, którzy uważają się za lepszych próbują wmówić pozostałym, że mają podobne (albo nawet identyczne) potrzeby socjalne, religijne i społeczne. Ujednolicenie, wszak indywidualności są niebezpieczne. Co inne, to złe. A może tak życie powinno być troszkę bardziej progresywne? Hm?

To co teraz napiszę, jest moim subiektywnym zdaniem, chaotyczną myślą:

Powołanie u większości księży to nic innego jak radzenie sobie z problemami wieku dojrzewania. Młoda osoba, która nie do końca wie co ze sobą zrobić, udaje się do seminarium. Później denat trafia na ludzi, którzy go odpowiednio szkolą, trochę bromu do papu, pranie mózgu proszkiem "do białego", zamykanie w specjalnych kojcach i voila. Większość księży, na których się natknąłem są księżmi "z wykształcenia" nie "z powołania". A samo wykształcenie nader często jest mono-liniowe, kapłani nie potrafią wytłumaczyć wielu rzeczy (nawet samym sobie), ale kiedy podnoszą morale słuchaczy o jedno piętro do góry, są zadowoleni z efektu swojej pracy (warto zapoznać chociaż z zarysem współczesnej teologii, a "księży ateistów" znajdziemy na pęczki). Z czasem się troszkę wyrabiają i kontynuują swoje rzemiosło niekiedy je kalecząc niekiedy opatrując. Wśród księży znajdują się też ludzie prawi, w każdym stadzie są judasze i autorytety.

Wiara została ukrzyżowana. Czarne gwoździe powbijane.
Nawy kościołów w politycznej pleśni. Ołtarz z reklamami.
Dusze rozmienione ofiarą na tacy. Propaganda pomiędzy
wierszami. Ślina i krew wiernych na limuzynie księdza.

Zwolennicy kościoła pewnie będą zniesmaczeni moimi przemyśleniami, jednak kościół staje się instytucją, nie wspólnotą. Nie ma w nim już miejsca dla wszystkich, szerokiego zrozumienia… ideały się sprzedały? Dlaczego Kościół zamiast zachęcać odpycha? Dlaczego w mentalności tylu ludzi można być skurwysynem, po czym iść do spowiedzi i być już cacy. Konfesjonał nie powinien być chyba taką zwykło pralką "POWER ON POWER OFF". Po co głosić coś, czego się nie stosuje? Po co oszukiwać siebie? Dla lepszego samopoczucia? Obrzydliwy efekt placebo!

Kiedyś słuchałem podczas pewnych rekolekcji ks. Biskupa, który perfidnie zachęcał młode dzieci do nietolerancji rasowej (mowa była tam np. o Iraku, Chinach i Japoni). Kolejny bohater naszej bajki, pochodzący z innej już parafii ks. proboszcz uważa swoich parafian za ludzi ograniczonych, podczas kazania tłumaczy im oczywiste sprawy i czerpie z tego przyjemność - może wydaje mu się, że jest mentalnym guru i to co powie ksiądz świętym będzie. Ten sam człowiek chwali się różnorakimi liczbami oraz krytykuję słuchaczy, jeśli liczby te są zbyt małe, przedstawia też swoje niebywałe dokonania dla parafii oraz ogłasza, co jeszcze zamierza zrobić. W kościołach manipuluje się tłumem [w klasycznym stylu] w celu uzyskania odpowiednich poglądów politycznych, zachęca się do popierania określonych person etc. Spotkałem się jeszcze z księdzem krzyczącym podczas kazania (uraz z dzieciństwa, pamiętam też antysemickie treści z ust tego samego człowieka) i księdzem, który rzucił "kurwą" z ambony (nie było to jakieś nieopanowanie - bardziej chęć bycia trendy, takie podejście do młodzieży). Na najciekawsze obserwacje można natknąć się niewątpliwie w wiejskich parafiach - ksiądz z manią wielkości - to jest to. Chyba kiedyś jeszcze przejdę się na mszę, żeby upolować coś ciekawego - bo przecież ktoś może mi zarzucić, że uroiłem sobie to wszystko. Z kamerą na mszę & www.youtube.com?

Przykładów typu "księża pedofile", czy "ojciec prowadzący z Torunia" nie roztrząsam, trąbią o nich w mass mediach nader często.

Przez niedzielne awantury przy obiedzie, czasami najzwyklejsza niedziela potrafi być krwawa. Chodź dzisiaj jest krwawa z nieco innego powodu...

Rozczarowałem się pewną ważną w moim życiu osobą i straciłem do niej szacunek.

Brak komentarzy:

Rape me