wtorek, 4 grudnia 2007

Ambiwalencja?



"99 Red Balloons" [Gabriele Susanne Kerner]

You and I in a little toy shop
buy a bag of balloons with the money we've got
Set them free at the break of dawn
'Til one by one, they were gone
Back at base, bugs in the software
Flash the message, "Something's out there"
Floating in the summer sky
99 red balloons go by.

99 red balloons floating in the summer sky
Panic bells, it's red alert
There's something here from somewhere else
The war machine springs to life
Opens up one eager eye
Focusing it on the sky
Where 99 red balloons go by.

99 Decision Street, 99 ministers meet
To worry, worry, super-scurry
Call the troops out in a hurry
This is what we've waited for
This is it boys, this is war
The president is on the line
As 99 red balloons go by.

99 Knights of the air
ride super-high-tech jet fighters
Everyone's a Silverhero
Everyone's a Captain Kirk
With orders to identify
To clarify and classify
Scramble in the summer sky
As 99 red balloons go by.

99 dreams I have had
In every one a red balloon
It's all over and I'm standin' pretty
In this dust that was a city
If I could find a souvenier
Just to prove the world was here...
And here is a red balloon
I think of you and let it go.

Zastanawiam się czy kocham i nienawidzę równocześnie. To strasznie podła mieszanka uczuć. Zastanawiam się też, kim byłbym bez publiczności mojego życia, a skłoniły mnie do tego podobne przemyślenia pewnej osoby. Odgłos kurtyny wypełnia moją głowę.

"U podstaw kultury leży kłamstwo. Gdyby nie ono ludzie byliby bandą niewychowanych, orydynarnych, aroganckich, impertynenckich chamów, którzy naprawdę mówią to co myślą."

Utwór "99 Red Balloons" wyciągnął mnie dziś z pudełka podłego nastroju... Poczułem się tak, jakbym złapał balonik za sznurek i poleciał do góry [no dobra, wypiłem sobie jeszcze małego drinka]. Spłodziła go Gabriele Susanne Kerner, w oryginale nazywał się "99 Luftballons". Coverowało go wiele band-ów, m.in.: 7 Seconds, Five Iron Frenzy, AFI, Goldfinger, NOFX, Reel Big Fish, R.E.M.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ambiwalencja to moje ulubione słowo, poczynań i myśli sprzecznych w moim życiu jest masa.

kłamstwem nie gardzę, ach, taka dobra to nie jestem, ale mówienie tego co się myśli to cecha szlachetna.
no, powiedzmy.

hasziszijjun pisze...

W sumie to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... W niektórych sytuacjach wiarygodne kłamstwo jest lepsze niż niewiarygodna prawda... Wszystko jest względne. Trzeba jednak pamiętać, żeby nie stosować tej taktyki wobec osób, na których nam zależy... Takie pójście na łatwiznę ma krótkie nogi, a czy my chcielibyśmy być częstowani przez tą osobę takimi słodkimi kłamstwami? "A, co tam, nie powiem mu, bo nie chcę się z nim kłócić…", "Eh, lepiej, żeby nie wiedziała, po co ma się denerwować". Osobiście wolałbym się i pokłócić i podenerwować - ale może tylko ja jestem takim donkiszotem.

Mówię to, co myślę - zazwyczaj. Nie wiem, czy to szlachetna cecha, bo ostatnio zostałem konkretnie sponiewierany wiązanką "pieśni bojowych". Fakt - to, co powiedziałem było chamskie, ale i szczere (zawsze jakiś plus, nie?) - nie użyłem natomiast żadnego obraźliwego słowa i stosowałem język ezopowy (złodziej - człowiek o długich rękach, czy tam lepkich). Lubię też celowo używać wieloznaczności, prowokować, czytać w myślach, polegać na intuicji. Przyznaję się do tego otwarcie.

Co do ambiwalencji... Ja nienawidzę nienawidzić (choć kiedy już zacznę, to potrafię)... a jak jeszcze przeciwny biegun dotyka tamtego, to pole magnetyczne w moim serduchu tak wariuję, że nie wiem, co się dzieje.

Dziękuję za to, że poświęcasz swój czas na czytanie tych moich bazgrołów ; ].

Rape me